Niedawno zmar? Clayton Christensen, jeden z guru konsultingu ko?ca ubieg?ego wieku. Wiele lat sp?dzi? w Harvard Business School jako profesor na wydziale Business Administration. Mimo, ?e napisa? dziesi?? ksi??ek, znamy go przede wszystkim z popularyzowania konceptu „disruptive innovation”, który opisa? w swoim dziele pt. „The Innovator’s Dilemma: When New Technologies Cause Great Firms to Fail”. Co ciekawe, by? tak?e za?o?ycielem funduszu Venture Capital Rose Park Advisors. Niestety, jak to cz?sto bywa, akademickie podej?cie do biznesu nie zawsze przynosi owoce i jego VC nie odnotowa? chyba spektakularnych sukcesów.
Bazuj?c na wspomnianej ksi??ce i bior?c pod uwag? szalej?c? pandemi?, zastanawiam si?, czy sytuacja w bran?y komputerowej pozwala na pojawienie si? jakiej? nowej, prze?omowej innowacji. Nie chodzi mi o wysublimowane technologie – jak np. komputery kwantowe, ale o zjawisko, jakim zajmowa? si? Christensen. Wed?ug niego, w skrócie rzecz ujmuj?c, taka rewolucyjna idea to odkrycie, ?e z produktów le??cych na pó?kach i ogólnie znanych, b?d? wykorzystuj?c istniej?ce pomys?y, mo?na stworzy? co? zaburzaj?cego z czasem porz?dek na podwórku opanowanym przez du?ych graczy. Tak jak by?o to np. z rewolucj? mikrokomputerow?. Podczas kryzysu naftowego lat siedemdziesi?tych poprzedniego stulecia, ca?e zamieszanie pecetowe raczkowa?o w ?rodowisku majsterkowiczów sk?adaj?cych zestawy z cz??ci elektronicznych dost?pnych w sprzeda?y wysy?kowej. Ekscytowali si? tym pasjonaci, fascynuj?c si? przy okazji problemami osi?galnymi do tej pory dla wybra?ców w bia?ych kitlach z wyizolowanych pomieszcze?, gdzie w szumie warcz?cej klimatyzacji sta?y tzw. maszyny licz?ce. Natomiast oni mogli rozwi?zywa? je w gara?u lub suterenie schowanej na zapleczu (jak wiadomo Apple zaczyna? w gara?u Jobsa, a pierwsza siedziba Microsoftu, gdzie dzia?ali Gates i Allen mie?ci?a si? w s?siedztwie sklepów z odkurzaczami i maszynami do szycia, w motelu Sundowner w Albuquerque, przy s?ynnej trasie 66 – Route 66). Jednocze?nie, pierwsi odbiorcy tych gad?etów nie mieli zbyt wygórowanych oczekiwa?. By?o ich jednak wielu, a w?ród nich tak?e tacy, którzy na bazie entuzjazmu zwi?zanego z programowaniem i przetwarzaniem danych szybko odkryli, ?e komputer personalny oferuje zdecydowanie wi?cej. Dosy? szybko zacz?? on przynosi? korzy?? nie tylko fachowcom, ale równie? zwyk?ym ?miertelnikom. No i oczywi?cie takie ustrojstwo kosztowa?o u?amek ceny ówczesnych mainframe’ów czy minikomputerów. Wszystko to sprawi?o, ?e maluchy z?ama?y dominacj? wielkoludów. Krokiem milowym by?o przej?cie ikony informatyki lat sze??dziesi?tych i siedemdziesi?tych firmy Digital Equipment przez Compaqa. Spe?ni?a si? zatem stara zasada mówi?ca, ?e mo?esz przebi? si? na rynku je?li jeste? dziesi?? razy lepszy w tej samej cenie lub oferujesz podobn? u?yteczno?? za dziesi?? razy ni?szy koszt.
Niestety, nie mam poj?cia, co to takiego mog?oby by?. Gdybym wiedzia?, zosta?bym pewnie polskim Billem Gates’em. Licz? jednak na to, ?e przedsi?biorcy nad Wis??, w czasie ko?cz?cej si? ju? koronawirusowej kwarantanny, staraj? si? co? takiego zaprojektowa? albo wymy?li?. A nasze w?adze, miedzy kolejnymi tarczami i w?óczniami finansowymi, przygotowuj? dla nich m?dre przepisy i regulacje. Oby tylko szybko sko?czy?y, bo rodzimi innowatorzy mog?, po ulotnieniu si? wirusów, przenie?? si? do Berlina albo Londynu, a ci najbardziej ambitni do Kalifornii, aby tam ?l?cze? nad swoimi cude?kami.